Get your dropdown menu: profilki

poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 2

W południe, gdy pomarańczowo-żółte szkiełka przytwierdzone do sufitu układają się w kształt słońca na białej posadzce, wszyscy telekinetycy i nasi opiekunowie stoją już w holu. Część z nich przebiera nerwowo nogami i gryzie usta, a część tylko patrzy przed siebie w niewidzialny dla innych punkt. Nikt nie wykazuje zbytniego entuzjazmu, nikt nie wie co nas czeka. Jedynie Anastasia wydaje się nie przejmować i nuci żwawą melodię pod nosem. Sama nie przyglądam się innym, mój wzrok utkwił w czubkach błękitnych tenisówek. Ten kolor wydobywał głębie mojej czekoladowej skóry i czułam się w nim pewnie.
Ustawiliśmy się w kole, gdzie w równych odległościach stanęło wszystkich pięciu naukowców. Blath stoi po drugiej stronie, więc nie widzę za wiele, lecz jego głos niesie się echem po holu.
- Witam wszystkich, to dla nas zaszczyt was tutaj gościć - mężczyzna stoi tyłem, więc nie mam pewności, ale brzmi jakby się uśmiechał. Gdy się odwraca, nie mam już wątpliwości. Obdarzał nas tak szerokim uśmiechem, że bałam się o jego twarz.
- Każdy poznał tylko jedną osobę z naszej piątki, co nie oznacza, że reszta nie będzie się wami opiekować. Przedstawię teraz wszystkich, by później nie było z tym problemów. Możecie mówić do nas po imieniu - kryształkowe słońce zmieniło już nieco swój kształt. Ciągle można je rozpoznać, lecz teraz nie jest tak zachwycające. - Ja nazywam się Blath. Od mojej prawej zaczynając stoi Art, Bethany, Cooper i Anna.
Naukowcy machają ręką i uśmiechają się, lecz nikt nie robi tego w tak oszałamiający sposób jak Blath.
Ja i Ana stoimy idealnie pomiędzy Bethany i Cooperem, więc mogę im się przyjrzeć. Nie wyglądają szczególnie - ona ma mysie włosy za ucho i szarą, wręcz papierową karnację. Cooper jest chyba blondynem, ale nie można tego dokładnie określić, bo jego włosy ledwo odrastają od głowy. Zęby ma perfekcyjnie proste i białe, odnoszę wrażenie że sztuczne.
- Dzisiaj nie będziemy zaczynać żadnych zajęć, rozumiemy wasze zmęczenie po podróży. Dlatego do końca dnia możecie siedzieć w swoich pokojach - podejmuje temat Anna. Podobnie do Any ma jasne włosy, tylko zaczesuje w ciasny kok - Śniadania, obiady i kolację są wydawane w ustalonych godzinach, które wystawimy na każdym korytarzu. Dzisiaj obiad zaczyna się o trzynastej i kończy o czternastej.
Anastasia wyrzuca rękę w górę i Anna oddaje jej głos. Zaskakuje mnie jej odwaga, nawet gdybym miała pytania to wstydziłabym się je zadać w tak licznej grupie nieznajomych.
- Gdzie znajduje się jadalnia?
- Cieszę się, że o to pytasz - uśmiecha się Anna - Korytarz naprzeciw głównego wejścia was tam zaprowadzi.
- Przedstawię wam teraz główne cele i zasady pobytu tutaj - odzywa się rosły, czarnoskóry mężczyzna. Wcześniej zasłaniała mi go Bethany, choć to dziwne, bo wygląda przy nim jak okruszek. Art ma na sobie białą koszulę, która napręża się przy każdym ruchu i uwydatnia jego ciemnobrązową karnację - Chcemy rozwinąć wasze umiejętności w zakresie anomalnej perturbacji inaczej nazywanej telekinezą. Zajęcia w ośrodku będą dostosowane do początkowego zakresu posługiwania się telekinezą. Testy, które pomogą nam przydzielić każdego do odpowiedniej grupy, będą odbywały się na przełomie trzech dni. Główne zasady jakie musicie znać by stąd nie wylecieć, bądź nie otrzymać surowej kary to słuchanie naszych poleceń, rozkazów i wskazówek. Jeżeli ktoś ma zamiar być agresywny i apodyktyczny to może wyjść stąd teraz i nie wracać.
Nikt nawet nie drgnie, a ja sama tężeję na chwilę.
- Oczywiście, jeżeli chcecie opuścić ośrodek, możecie to zrobić w każdej chwili - tym razem odzywa się Cooper, odsłaniają rząd białych perełek - Jakieś pytania?
Nawet dla Anastasi temat się wyczerpał i żadna ręka nie wędruje w górę.
- Fantastycznie - po chwili odzywa się Blath - No to zmykajcie to swoich pokoi, widzimy się za godzinę.
Cała piątka odchodzi w nieznany mi jeszcze tunel, a my zostajemy w holu. Mówiąc my, mam na myśli grupkę osiemnastu osób. Zastygamy w ciszy, a chwilę później w wrzawie rozmów idziemy do naszego korytarza. Zauważam, że zawiązało się już parę znajomości, takich jak moja z Aną. Niezobowiązujących lecz dobrze rokujących.
Ja i Stasia czekamy aż wszyscy przemkną by nie tłoczyć się w windzie.
- I jak pierwsze wrażenia? - odzywam się. Nawet nie spostrzegłam, kiedy zaczęłam wbijać paznokcie w rękę. Niepokój daje mi się we znaki.
- Nie tak źle. Obserwowałam każdego i właściwie nikt nie wyglądał na naprawdę wyluzowanego. Byliśmy jak jeden wielki poddenerwowany organizm - Ana śmieje się - Choć u mnie nie występowały objawy paranoi. Jeden chłopak oddychał ciężko, myślałam, że zemdleje. A ty?
Naciskam kciukiem przycisk przywoływania windy i odpowiadam:
- Sama nie wiem. Może przeżyjemy tu miłą przygodę?
Ana nie odpowiada, tylko wchodzi do windy, a ja za nią. W ostatniej chwili wbiega jeszcze jakiś chłopiec, na oko młody, niski.
Klika dwójkę, a Ana trójkę.
- Co robiłeś, Rob? Widziałam cię jak szedłeś za innymi - pyta dziewczyna, a mnie ponownie zaskakuje jej łatwość w rozmowie. Po prostu pyta, nie myśli jak zostanie to odebrane.
- Zostałem zepchnięty gdzieś na bok, musiałem czekać aż reszta przejdzie - mruczy pod nosem i wychodzi na swoim piętrze.
Gdy srebrne drzwi ponownie odcinają nas od świata, pytam:
- Znasz tutaj kogoś jeszcze?
- Parę osób, nieszczególnie ciekawi. Za to ty jesteś - odpowiada, wskazując na mnie długim palcem. Jej paznokcie zdobi kolor ziemi.
- Tak? Ciekawe co?
- Nie bałaś się używać telekinezy przy innych. Wszyscy są tutaj przerażeni tym co potrafią, ty się chyba do tego przyzwyczaiłaś.
Wyskakujemy z windy i przystajemy przed nią aby dokończyć rozmowę.
- A ty się boisz?
Ana odgarnia długie włosy za ucho. Jest nawet ładna, uroku dodaje jej ta pewność siebie, emanująca z jej ciała.
- Dopiero od roku zauważam jakiekolwiek oznaki telekinezy. Moje umiejętności są na średnim poziomie, potrafię unieść niewielkie rzeczy w powietrze, przesunąć papierowy statek na wodzie. Nic specjalnego, ale z tego co słyszałam, to wielu z nas nawet tego nie umie.
Wypuszczam tylko powietrze nosem, wydając odgłos pomiędzy prychnięciem a westchnięciem.
Otwieramy swoje pokoje, a ja kątem oka widzę jak próbuje trafić kluczykiem do zamka i jak udaje jej się to dopiero po paru sekundach. Żegnamy się krótkim "do zobaczenia" i zamykam drzwi.
I nagle słyszę dźwięk tłuczonego szkła, który echem odbija się od ścian korytarza. Pokój na samym końcu jest otwarty i to właśnie z niego słychać podniesione głosy:
- Cholera jasna, przez ciebie nas stąd wykopią! Jesteś dupkiem, stary.
"Dupek" tylko zaczął się śmiać, co zapewne jeszcze bardziej rozjuszyło jego kolegę. Chciałam zignorować cały incydent, w końcu to nie moja sprawa, ale Anastasia żwawo rusza w stronę wypadku.
- Ana, co ty robisz - rzucam, a ona odwraca się przez ramię.
- Może być zabawnie.
Chcąc nie chcąc dobiegam do niej i zaglądam nieśmiało do pokoju. Jeden z chłopców na kolanach zbiera potłuczone kawałki szkła i przeklina siarczyście pod nosem. Sześć uroczych słoneczników leży na podłodze w nieładzie, a dywan chłonie wodę.
Drugi siedzi na łóżku z skrzyżowanymi nogami i pyta:
- Orrin, czemu nie zbierzesz tego telekinezą? Byłoby szybciej i prościej.
Orrin posyła mu mordercze spojrzenie i odwraca się gwałtownie w naszą stronę, jakby właśnie wyczuł naszą obecność. Ana z powalającym uśmiechem unosi większe szkło i kieruje je w stronę kubła na śmieci. W jednej chwili materiał rozpryskuje się, a Orrin robi się purpurowy.
- Może dlatego?!
- Przepraszam, już ci pomogę - mówi Anastasia i zaczyna zbierać malutkie szkiełka.
- Lepiej się odsuń.
Ana łapie się za boki i odpowiada:
- Przecież nie zrobiłam tego specjalnie, daj mi pomóc.
- Pozwól jej - odzywa się drugi - To forma zadośćuczynienia.
- Jedyną osobą, która ma tutaj cokolwiek do zadośćuczynienia, jesteś ty, Wynn - konfrontuje Orrin, a moja przyjaciółka wysypuje resztki do kosza.
A ja ciągle stoję w przejściu i nie odzywam się ani słowem. To dziwne, że nie jestem taka odważna jak Anastasia, że nie potrafię się nawet odezwać. Mam ochotę się przedstawić, poznać więcej osób, ale zwykłe "cześć" ledwo przechodzi mi przez gardło. Na całe szczęście wyręcza mnie Ana:
- A tak w ogóle to jestem Anastasia, a to Zoey.
Macham tylko ręką i staram się wtopić w ścianę.
- Orrin - chłopak, na oko szesnastoletni, podaje nam dłoń i ściska ją mocno. Ma przejrzyste, niebieskie oczy.
Jego przyjaciel wreszcie wstaje i dopiero teraz można zauważyć, że jest wysoki. Mówi tylko "Wynn", zgrabnie mnie wymija i wychodzi gdzieś na korytarz.
Nawet się za nim nie obracam, po prostu zostawiam Anę i idę do siebie. Poranek był zaskakujący i męczący, a mnie czekała jeszcze reszta dnia.

9 komentarzy:

  1. Kolejny wspaniały rozdział! Super. Czekam na kolejny, mam że będzie szybko, bo nie wytrzymam. Życzę weny i czasu na pisanie./ola

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie to jest super *.* Całkowicie inne niż wszystko co czytałam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że będzie więcej Orrin'a i Wynn'a XD Nasza bohaterka jak od razu widać jest nieśmiała, sama jestem nieśmiała i wiem jak to jest :P Nie no, rozdział cudo. Od razu mówię, że nie umiem znajdować żadnych błędów, a jak nawet się staram to nie znajdę. Życzę czasu i weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam za spam :
    Kiedy Kaylin odkrywa, że posiada niesamowite zdolności, cały jej świat staje na głowie. Czy odnaleziona po latach siostra naprawdę chce jej pomóc? Czy nowi znajomi, aby na pewno życzą jej dobrze? Co się stanie, kiedy jej przyjaciółki dowiedzą się o niej prawdy? I kim jej tajemniczy mężczyzna nawiedzający jej sny?
    Zapraszam na Prolog! - http://angel-of-destination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy ciąg dalszy??? Wciągnęłam się... ;) Pisz częściej :*

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz pobudza do pracy :>