Get your dropdown menu: profilki

czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 1

Podjeżdżam z mężczyznami pod mój dom, bym zabrała z sobą uprzednio przygotowany bagaż.
Na szczęście nikogo nie ma w domu, inaczej musiałabym przechodzić nieprzyjemny proces żegnania z rodzicami i wysłuchiwania ich wskazówek. No proszę, kto normalny nie wie, że ma jeść dobrze i dbać o siebie?
Porywam kartkę z mojej szafki nocnej i piszę na niej: "Wyjechałam. Skontaktujemy się później, kocham Was". Spoglądam jeszcze tylko na fotografię mojego brata, Culleya i łzy napływają mi do oczu. Mając osiem lat zginął, a policja do teraz nie potrafi wyjaśnić okoliczności jego śmierci.
Chwytam klucze, przez chwilę kręcę nimi na palcu, aż w końcu zamykam za sobą drzwi.
Wsiadam do samochodu na tylne siedzenia, prowadzi ten z nieprzyjemnym wyrazem twarzy.
Dowiaduję się, że będziemy jechać około dwie godziny i że jeśli chcę, to mogę się przespać.
Gdy nareszcie mam czas by spokojnie wszystko obmyślić, mam pustkę w głowie. Zdziwiło mnie to, że rząd wie o telekinetykach oraz to, że jest nas jednak więcej. Tak właściwie to nigdy nie poznałam nikogo, kto posiadałby takie same umiejętności jak ja. Oczywiście, czytałam o takich ludziach, kiedy dowiedziałam się o telekinezie przestudiowałam chyba wszystkie książki na ten temat.
Gdy dostałam list był to dla mnie cios. Dotąd uważałam się za wyjątkową, a po przeczytaniu wiadomości miałam mieszane uczucia. Z jednej strony ulga - być może ktoś mnie nareszcie zrozumie. Ale z drugiej strony byłam wściekła, czułam się jakby ktoś odbierał mi moje "ja".
Zamykam oczy i zasypiam w nadziei, że gdy się obudzę będziemy na miejscu. Jednak budzą mnie głosy dwóch mężczyzn, a nie przywitanie na jakie czekam.
- Jim, wiem że się boisz, nie okłamiesz mnie - mówi "miły facet".
- Nie rozpraszaj mnie, szczurze. Nie boję się, tylko denerwuje mnie to, że do tej roboty zagonili nas. Wolałbym teraz siedzieć w domu, a nie jeździć za jakimiś dziwolągami po świecie.
Szczur, jak nazwał go Jim, odwraca tylko głowę milcząc. Za oknem mknie leśny krajobraz, a pomiędzy drzewami przebija się słońce paląc mnie w oczy.
- Pewnie jesteś przerażony, co? - Jim wybucha śmiechem, który przez jego ochrypnięty głos brzmi jak kaszel - Takie szczury jak ty zawsze się boją - dodaje.
Jednak mężczyzna dalej w milczeniu obserwuje przestrzeń za oknem, zaciskając tylko nieznacznie usta.
Ciekawe czego się boją? Mnie? Nie mam zamiaru im nic robić, jestem tylko obywatelem posłusznym rządowi. Chcę jedynie odbębnić ten pobyt w ośrodku, być może będzie tu nawet przyjemnie.
Siadam ponownie na swoim miejscu i poprawiam pas, który w czasie snu wbił mi się w szyję.
Szczur obraca się w moją stronę i pyta:
- Jak się czujesz? Zostało nam tylko pół godziny jazdy - jego oczy są lekko zaczerwienione, jakby przed chwilą płakał.
- Dobrze, dziękuję - odpowiadam. Boi się tak bardzo, że aż płacze? Postanawiam nie mieszać się w ich sprawy i znów przymykam oczy, tym razem nie po to by zasnąć. Z zamkniętymi oczami lepiej mi się myśli.
Przypominam sobie swój pierwszy lot samolotem. Culley, jak na starszego brata przystało, straszył mnie turbulencjami i brakiem paliwa. Czasami faktycznie samolot drżał mocno, a wtedy Culley szczerzył zęby, jakby była to dla niego świetna zabawa. Raz czy dwa razy miałam łzy w oczach ze strachu, ale wtedy Culley przestawał się uśmiechać i przytulał mnie, a turbulencje natychmiast ustawały.
Był moim największym autorytetem, choć czasem miałam go dość.
Wyjeżdżamy nareszcie z lasu, a naszym oczom ukazuje się ogromny, biało-srebrny budynek. Wygląda jakby został podzielony na dwie części - jedną całkowicie oszkloną, drugą zamkniętą, w której w pewnych odstępach zostały umieszczone maleńkie okienka. Obok znajduje się nieduży parking, zajęty zaledwie przez dwa samochody oraz park z ławeczkami i jeziorkiem.
Jim parkuje na wolnym miejscu, wyciąga kluczyki ze stacyjki i wychodzi wraz z Szczurem. Czekam, aż któryś z nich otworzy mi, ale oni idą w stronę budynku kompletnie o mnie zapominając. Pociągam energicznie za klamkę, która ani drgnie. Próbuję jeszcze raz i daję spokój, przecież muszą mnie stąd kiedyś wyciągnąć. Opieram się o drzwi i wyciągam na siedzenie buty, które zostawiają na tapicerce ziemię. Mój cały bagaż został schowany w bagażniku, więc nie mam jak dotrzeć do paru książek które tam schowałam na nudne godziny. Raczej nie spodziewam się tutaj nudy i wolnego czasu, bardziej codziennych ćwiczeń i wyrzeczeń. Wyciągam z kieszeni moich dżinsów gumę i podrzucam ją do góry, a ta zawisa w powietrzu.
Gdy już chcę włożyć ją do ust ktoś puka w okno. Ściągam nogi z siedzeń i spoglądam na twarz przystojnego, młodego mężczyzny bezczelnie wlepiającego oczy w gumę. Podchwytuję ją i chowam ponownie do kieszeni. Mężczyzna otwiera drzwi, witając mnie słowami:
- Serdecznie miło jest nam cię poznać, Zoe! - chwyta moją prawą dłoń i potrząsa nią energicznie. Pomaga mi wysiąść z samochodu, a ja zauważam jeszcze dwie kobiety i dwóch mężczyzn oraz Szczura z Jimem.
Ten ostatni dotyka ramienia jednej z kobiet pytając czy mogą iść, jednak ona zbywa go machnięciem ręki. Oni uznają to za przyzwolenie i odchodzą.
- Dzień dobry - odpowiadam lekko zdezorientowana. Każdy się ze mną wita i gdy kończymy wymianę uprzejmości, mężczyzna chwyta mnie pod rękę.
- Nazywam się Blath i od dziś wraz z moimi czterema przyjaciółmi będę pomagał ci odkryć twoje umiejętności. Fantastycznie, prawda?
- Tylko że ja już potrafię używać telekinezy - odpowiadam. A jeżeli to wszystko jest tylko dla nowicjuszy? I będę odesłana do domu? O dziwo nie chcę tam wracać, po zobaczeniu tego wspaniałego miejsca chciałabym zostać tu przynajmniej na jeden dzień.
- Widzieliśmy, to było niesamowite. Tutaj chcemy ci pomóc poszerzyć twój zakres możliwości.
Przytakuję, bo nie wiem co odpowiedzieć.
- Pokażemy ci twój apartament, później przejdziesz wraz z resztą do stołówki - mówi Blath i z szerokim uśmiechem prowadzi mnie do głównych drzwi. Jego przyjaciele idą za nami bez słowa.
Szklane drzwi w szklanej części otwierają się bezszelestnie. Przestronny, okrągły hol wygląda zachwycająco, jednak uwagę najbardziej przyciąga półkolisty sufit. Na cieniutkich, wręcz przeźroczystych sznurkach zwisają żółto-pomarańczowe szkiełka. Światło przechodzące przez nie tworzy na ziemi kolorowe kształty. Blath zauważa, że się im przyglądam i tłumaczy:
- Tylko w południe układają się w słońce na posadzce. Niesamowite, nie sądzisz?
Ponownie przytakuję, ponieważ zapiera mi dech. Otwory prowadzące do innych pomieszczeń są rozmieszczone na planie krzyża. Między jednym wejściem a drugim po ścianie spływa woda, tworząc małe wodospady. Obok rośnie parę kwiatów i krzewów, a wszystko tworzy zatrważająco piękny krajobraz.
Blath prowadzi mnie do przejścia po lewej stronie, przechodzimy krótkim szklanym korytarzem do dłuższego, tym razem zabudowanego. Po każdej stronie są trzy drzwi, w sumie sześć pokoi. Na końcu dochodzimy do windy, w której srebrnej obudowie mogłabym się przejrzeć. Blath klika niebieską trójkę i winda rusza w górę. Nim się obejrzę jesteśmy na ostatnim piętrze, które pachnie jeszcze farbą. Zapewne dopiero niedawno je skończyli.
Blath wyjmuje złoty kluczyk i otwiera nim drzwi z numerem 14.
- Oto twój apartament na najbliższe dni - nakreśla szeroki łuk ręką. Pokój jest równie cudowny co hol.
Choć ma surowe, białe ściany i puste szafki jest w nim coś przytulnego. Naprzeciwko mnie znajduje się okno na całą ścianę, a za nim niewielki balkon. Zauważam idealnie zasłane łóżko, szafkę nocną oraz komodę, na której stały cztery ramki na zdjęcia. Puste.
- Po lewej masz jeszcze łazienkę, na razie zostawiam cię samą, jeśli będziesz czegoś potrzebowała to zwróć się do mnie. W południe zejdź do holu, dobrze?
- Jasne - odpowiadam i ściągam buty ze stóp. Gdy Blath zamyka drzwi, rzucam się na miękkie łóżko, a po chwili zauważam zegar na ścianie.
- Jedenasta - mruczę sama do siebie. Susan pewnie byłaby wniebowzięta gdyby się znalazła tutaj razem ze mną - Jeszcze godzina.
Po piętnastu minutach drzemki idę zobaczyć łazienkę. W miejscu w którym w głównym pokoju jest okno, tutaj stoi ogromne lustro. Z mojego koka wysunęło się parę kosmyków ciemnych włosów.
Poprawiam je i ponownie się przeglądam. To dziwne, ale wyglądam na szczęśliwą. W domu nie miałam takich luksusów, żyliśmy raczej skromnie choć nie było mowy o biedzie. Ale nie posiadaliśmy ogromnej wanny i podgrzewanej podłogi.
Wychodząc z pokoju zauważam, że nigdzie nie położono mojego bagażu. Kieruję się więc w stronę windy by porozmawiać z Blathem, uprzednio zamykając drzwi. Złoty kluczyk ciąży mi w tylnej kieszeni spodni, w związku z czym wyjmuję go i teraz lewituje obok mnie.
Srebrne drzwi windy otworzyły się i weszłam, a za mną wbiegła jakaś dziewczyna. Spogląda tylko na kluczyk wirujący w powietrzu i klika niebieski przycisk parteru. Nie lubię zagajać rozmów z nieznajomymi, ale jeżeli mam tutaj pozostać dłużej to muszę sobie znaleźć przyjaciół. Postanawiam coś powiedzieć.
- Dostałaś swój bagaż? - pytam, a dziewczyna przypatruje mi się wielkimi, niebieskimi oczyma.
- Właśnie jadę spytać się Anny, pewnie kompletnie o tym zapomnieli. A ty?
Dojeżdżamy na parter, więc chowam kluczyk do kieszeni i odpowiadam:
- Też nie znalazłam go u siebie w pokoju. Kto to Anna?
Blondynka idzie szybko, więc prawie biegnę by być obok niej.
- Jedna z grupki tych naukowców. Reszta mi się nie przedstawiła - mówi, a my wychodzimy już na hol. - A, zapomniałam. Nazywam się Anastasia, ale mówią do mnie Ana - dziewczyna podaje mi rękę.
- Ja jestem Zoey, miło mi Cię poznać.
Przynajmniej nawiązałam jedną znajomość. Blatha znajdujemy w towarzystwie Anny i reszty naukowców, rozmawiają na boku holu. Gdy nas zauważa uśmiecha się promiennie i wyciąga ręce w serdecznym geście.
- Są jakieś problemy? Staraliśmy się bardzo mocno by niczego wam nie brakowało.
Odezwała się Ana.
- Nie ma naszych bagaży w pokojach. To pewnie przez przypadek, możemy pójść i zabrać je z samochodów - spogląda na mnie, szukając potwierdzenia swoich słów.
- Dokładnie - przytakuję. To nie problem, a mogłybyśmy lepiej się rozejrzeć po ośrodku.
- To nie przypadek, musieliśmy sprawdzić wasze bagaże, ale po spotkaniu w południe zostaną odniesione do pokoi. Za chwilkę wszyscy się zejdą, więc możecie tutaj poczekać - Blath odchodzi, a Anastasia ciągnie mnie na sam środek holu gdzie przysiadamy.
- Nie boisz się? - pyta.
Unoszę pytająco brwi.
- Wiesz, nie wszyscy muszą być sympatyczni.

12 komentarzy:

  1. bardzo zgrabne nie powiem

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać, aż zacznie używać mocy xd
    Rozdział bardzo przyjemny i fajnie napisany :p
    Czekam na kolejny! :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, super, super! Bardzo mi się podoba. Ciekawy pomysł i dobrze piszesz, więc bardzo przyjemnie się czyta. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam :) /ola

    OdpowiedzUsuń
  4. wciągnęłam się , mam nadzieję, że następny rozdział będzie jak najprędzej :) opowiadanie bardzo mi się podoba, bo jest takie psychiczne, no nie powiem xD i bardzo przez to ciekawe :) coś mi się zdaję, że w tym ośrodku czy cokolwiek to jest, jedyną przyjemną rzeczą jest wystrój i zaraz rozpocznie się jakaś wojna o przeżycie xD i w ogóle jestem bardzo ciekawa Zoe ^_^ no nic, czekam...jeśli dodasz przycisk do obserwacji, to będziesz miała moje kliknięcie ;D
    zapraszam na moje równie nienormalne opowiadanie ! http://believeitonot.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Przyznaje się, ze bardzo mi się podoba :) Lubię takiego typu opowiadania. Zaczęłaś bardzo ciekawie, jestem bardzo zaciekawiona co się będzie działo dalej D: No cóż ja nie mam cierpliwości i jak wstawisz kolejny rozdział to będę się szczerzyła do komputera xD Życzę dużo weny i czasu! :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Podoba mi się :) I czekam na następny ;) Dziwne, ale pierwszy rozdział mi się bardzo spodobał. A nie zawsze się tak zdarza. A więc życzę weny i pozdrowienia ;) + zapraszam do siebie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ja jestem zachwycona takim odzewem :D

      Usuń

Każdy komentarz pobudza do pracy :>